Tym razem przenosimy się do Kalifornii. Niedaleko od San Francisco, kawałek za Golden Gate Bridge. W forcie Barry położonym nad brzegiem oceanu, mieści się założone przez grupę aktywistów w 1982 roku Headlands Center for the Arts. Inicjatywa powstała na terenie byłej jednostki wojskowej, która od kilkunastu lat jest miejscem działania artystów różnych dziedzin – sztuk wizualnych, performance, muzyki, literatury i nowych mediów – specjalizującym się w programach pobytów rezydencyjnych.
Dzisiaj zachęcam Was do przeczytania mojej rozmowy z artystką Miriam Simun, która spędziła dwa miesiące na rezydencji w Headlands w 2018 roku.
Czemu Headlands jest tak popularnym i docenianym projektem? Co według Ciebie ich wyróżnia na tle innych programów rezydencyjnych? Poza tym, że miejsce funkcjonuje od wielu lat i ma imponującą bazę „absolwentów”.
Myślę, że to dlatego, że jest to piękne miejsce, w którym rezydent ma możliwość skupienia się na swojej praktyce. Zespół Headlands jest bardzo pomocny. Jeśli potrzebujesz materiałów lub spotkać się z kimś ważnym dla twojego projektu, pomogą ci w zorganizowaniu tego. Istnieją różne modele programów rezydencyjnych, ale ten jest jednym ze starszych. Działa trochę na zasadzie schronienia, w którym możesz pracować, poza swoim normalnym otoczeniem. Jesteś w środku parku naturalnego. Pięć razy w tygodniu gotują dla wszystkich rezydentów wspólną kolację.
Chciałam zapytać o lokalizacje, bo zdjęcia wyglądają niesamowicie.
Do Headlands dojedziesz z San Francisco w dwadzieścia pięć minut, wystarczy przejechać most. To dosyć niezwykłe, bo jesteś bardzo blisko miasta, ale jednak oddalony. Telefon komórkowy tam nie działa.
Rozumiem, że to zaleta?
Oczywiście nie dla wszystkich. Internet jest dość wolny. Komórki nie działają. Niektórzy się tym stresują, ale dla mnie to nie problem i myślę, że dla wielu ludzi to zaleta. Pewnie dla osób, które uświadamiają sobie, że daje im to przestrzeń do myślenia w sposób, w który nie jest to możliwe w innych miejscach. Może nie jest to miejsce, w którym możesz zrobić wiele rzeczy szybko, bo nie ma dostępu do całego zaplecza technicznego, którego potrzebujesz, ale jest dostępny warsztat drewna i podstawowy sprzęt.
Więc jest to bardziej miejsce do konceptualizacji projektów lub researchu?
Niekoniecznie, bo studia są bardzo duże, więc można malować i tak dalej. Na przykład studio do performance jest olbrzymie, bo mieści się w starej sali do koszykówki.
Headlands było kiedyś bazą militarną.
Tak, w latach siedemdziesiątych baza została zlikwidowana i zmieniona w centrum sztuki, więc wszyscy artyści śpią w domach oficerów. Każdy ma swoją sypialnie i dzielą kuchnie. W innych budynkach są studia. I jest jeszcze jedna, wielka jadalnia, którą zaprojektowała Ann Hamilton i wiele innych miejsc, do których współtworzenia zostali zaproszeni różni artyści.
Czy w trakcie rezydencji artyści mają jakąś wspólną rutynę dnia lub tygodnia? Poza wspólnymi kolacjami, o których wcześniej wspominałaś.
Nie, nie ma żadnej odgórnej struktury. Zespół pozwala rezydentom skupić się na pracy, co jest bardzo fajne. Raz w tygodniu jest opcjonalna piesza wycieczka, bo obecna dyrektorka lubi pokazywać rezydentom okolice. Raz w miesiącu jest organizowana grupowa wycieczka do jakiegoś muzeum dla chętnych. Poza tym mniej więcej raz w tygodniu, ale nie zawsze, są organizowane rozmowy z rezydentami. Różne uniwersytety i instytucje korzystają z tego, że artyści są blisko miasta. Dodatkowo raz w ciągu sezonu – czyli trzy razy w roku – jest dzień otwartych pracowni dla wszystkich rezydentów, który jest bardzo popularny i przychodzi masa ludzi. Kiedy indziej jest jeszcze kolacja dla członków projektu, którzy wspomagają Headlands finansowo. Czasami proszą o prywatną wizytę w studio dla konkretnych osób, ale starają się nie przesadzać z ilością spotkań i doceniają twój czas.
Z tego co wcześniej rozmawiałyśmy ten model, jaki przyjęło Headlands, jest raczej dla osób, które już funkcjonują w świecie sztuki od jakiegoś czasu.
Tak, oni ogólnie raczej akceptują artystów, którzy mają już konkretny dorobek.
Czy w trakcie rezydencji współpracujesz z kuratorem?
Jest dyrektor artystyczny – Sean Uyehara – który jest wspaniały. W pewnym sensie pełni on funkcje kuratora, ale nie jest to jego główne zadanie.
Czyli kiedy potrzebujesz jakiejś porady czy pomocy, to możesz do niego się zgłosić?
Tak, ale na przykład on nie robi regularnych wizyt w pracowniach.
Jest coś jeszcze, co chciałabyś dodać do pełnego obrazu tego projektu i swojego doświadczenia z rezydencji?
Możesz dodać, że jedzenie jest przepyszne, gotowane rzesz szefa kuchni; że miejsce jest piękne, blisko oceanu i gór; i że naprawdę pozwala uciec od rzeczywistości, być w naturze i skupić się na pracy. Dla Headlands ważne jest też wsparcie lokalnych artystów z regionu Zatoki i goszczenie projektów, które skupiają się lokalnej społeczności i historii.
Dziękuje Miriam za rozmowę i mam nadzieje, że niedługo uda nam się znowu zobaczyć.
Miriam Simun działa na pograniczu ekologii, technologii i ciała. Pracuje w wielu formatach, w tym wideo, performance, instalacje oraz tworząc wspólne doświadczenia sensoryczne. Z wykształcenia etnograf, spędza czas w społecznościach ekspertów, od inżynierów biomedycznych po botaników; od myśliwych do osób zajmujących się zapylaniem; od ośmiornic do matek karmiących piersią. Wcielając się w rolę „artystki pracującej w terenie” większość jej procesu opiera się na przeżywanych doświadczeniach, przede wszystkim poprzez cielesne i zmysłowe sposoby uczenia się, słuchania i poznawania.
Więcej o Headlands Center for the Arts – headlands.org