fot. Kasia Sobczak

Sopot mnie zdziwił. Byłem tu wcześniej, ale chwilę, przelotem między wizytą w Gdańsku i wizytą w Gdyni. Wówczas wysiadłem, przeszedłem się po Monte, wszedłem na darmowe jeszcze molo i pojechałem dalej. Pomyślałem – nic takiego, miasto skradzione przez barbarzyńców takich jak ja, niedomiasto. Teraz przyjechałem po raz drugi. Początkowo czułem się obco i było to pierwsze poniemieckie miejsce w moim życiu, w którym nie odnajdywałem zbyt wielu śladów mojego własnego, poniemieckiego świata. Więcej na pierwszy rzut oka widziałem go już w paru fragmentach miast bardzo odległych – namibijskiego Swakopmundu czy lotaryńskiego Metz.

            Ale minęło parę dni – i wsiąkłem, zacząłem umojać sobie Sopot. Zacząłem zauważać też przestrzeń inną niż tę z folderów – podobne do wielu budynków w Zabrzu i Bytomiu modernistyczne liceum Curie-Skłodowskiej oraz piękną podkówkę budynków naprzeciw. Ożywcze melanże willowo-blokowe jak te przy Karlikowskiej. Być może najpiękniej położone osiedle w Polsce, Brodwinów. Miejsce, gdzie potok Swelina wpada do Bałtyku (czy jak wyjaśnili mi miejscowi – do zatoki), to jest dawną granicę Polski i Wolnego Miasta Gdańska, które wbrew nazwie nie składało się jedynie z Gdańska. Dawny zaułek kaszubskich rybaków przy Monciaku z tymi malutkimi domkami. Sopot zaczął rozpadać mi się na osobne ścieżki, winkle, zaułki i parowy, a z tych puzzli ułożył się w mój własny Sopot. Sopot to miasto osobne. Miasto, w którym trudno się urodzić i jest w tym spory ładunek symboliczny. Miasto, które gra powyżej swojej wagi 40-tysięcznego miasteczka i jakimś cudem wiele z kolejnych walk jednak wygrywa. Miejsce, które z jednej strony jako miasto walczy o przetrwanie, a z drugiej nasycone jest opowieściami jak mało które tej wielkości – a może żadne. Miejsce, gdzie choćby w porównaniu do Gdyni jest bardzo mało mew i nikt nie potrafi wyjaśnić mi dlaczego.

            W Sopocie ugościło mnie Goyki 3. Dało mi nie tylko przestrzeń do pracy, którą nieźle wykorzystałem zarywając dnie i noce przy biurku z widokiem na morze-zatokę. Goyki 3, a więc grupa znakomitych ludzi, którzy go tworzą, dało mi rozmowy i życzliwą obecność, która – mam taką intuicję – przerodzi się w dłuższą znajomość. Goyki 3 dało mi wreszcie nowy pogląd na Sopot, który z miejsca „na jeden raz” stał się w moich oczach osobnym światkiem, który mnie porwał.

            I który po dwóch tygodniach mojej tam bytności stał się częścią mojego własnego, poniemieckiego świata.

AiR Goyki 3 rezydenci/residents
Autor

Rezydenci AiR Goyki 3 / AiR Goyki 3 residents