Jest coś banalnego w odpoczywaniu w mieście, do którego każdego roku przyjeżdżają setki tysięcy osób, by odpoczywać.
Setki tysięcy odpoczywaczy i odpoczywaczek, kuracujszy i kuracujszek, turystów i turystek zbiera tutaj siły, by wrócić tam, skąd przybyli. Czasem przez weekend, innym razem przez kilka albo kilkanaście dni, rzadziej przez kilka tygodni szwędamy się między lasem a plażą, pizzerią a budką z lodami, czy między jedną a drugą smażalnią ryb. I wszyscy szukamy tego samego, choć nazywamy to różnymi słowami. Szukamy relaksu, wytchnienia, odpoczynku, resetu, odprężenia, przerwy, odsapnięcia, odskoczni, rozrywki, rekreacji. Zbieramy albo regenreujemy siły, ładujemy baterie czy akumulatory, odchamiamy się, leżymy do góry brzuchem, leżymy plackiem, wietrzymy myśli, bumelujemy, leniuchujemy, mitrężymy czas.
Jest coś banalnego w odpoczywaniu w mieście, do którego każdego roku przyjeżdżają setki tysięcy osób, by odpoczywać. Jest coś banalnego w odkrywaniu miasta, w poznawaniu lasu i bagnisk, w zapamiętywaniu układu ulic i ścieżek, domów i sklepów. W zobaczeniu pierwszy raz w życiu czapli i sosny himalajskiej. I w leżeniu na plaży i patrzeniu na morze i na zachodzące słońce. W nich też jest coś banalnego, nawet bardzo. I w moczeniu stóp w chłodnej wodzie. I w chodzeniu do parku, deptakiem i na molo. I w siadaniu na zacienionych ławeczkach. W słuchaniu mew i obserwowaniu wron. W wysypywaniu piasku z butów. W płaceniu za wróżbę wróżce wróżącej z widokiem na morze. W długim piciu kawy i niespiesznym jedzeniu śniadania. I w codziennym jedzeniu deseru. W nieodbieraniu telefonów i nieodpowiadaniu na wiadomości. W niesprzątaniu, niegotowaniu i niekupowaniu. W czytaniu słabej literatury pornograficznej, świetnych kryminałów i porzucaniu książek, które nie sprawiają radości. I w niespodziewanych drzemkach i wszechogarniającej nudzie. I w tym, że można się przez wiele godzin, a czasem nawet kilka dni nie odzywać.
Jest coś banalnego, a wręcz wstydliwego, w odpoczywaniu.
Ale jest też coś odkrywczego w tym banale odpoczynku. W niespektakularnym byciu ze sobą samą i z miastem, do którego jeździ się, by odpoczywać kryje się możliwość przemiany. W marnowaniu czasu, w życiu poza datą i godziną, w szukaniu sensu tam, gdzie nikt nie spodziewa się go znaleźć, w świętowaniu bez powodu pojawia się obietnica spotkania. Z sobą, z tobą, z czasem, z własnymi myślami. Tam, gdzie dyktat obowiązku zostaje zawieszony, otwiera się przestrzeń zmiany. Powstaje miejsce na intymny, jednoosobowy eksperyment na tkance tożsamości, wyobrażeń, celów, potrzeb i marzeń.
A to już nie jest banalne.
Mira Mańka – rezydentka literacka programu AiR Goyki 3, sezon 7. W Sopocie była i pracowała od 08.04 do 08.06.2024 roku.